poniedziałek, 30 grudnia 2013

1◇Call me.

3. december 2011, London, Great Britain
Amy
- Amy, ogarnij się! - krzyknęła, śmiejąca się z mojego zachowania, Blacky. Właśnie chodziłam wokół stolika, na którym leżał mój telefon. 
- No ale.. On powiedział że zadzwoni i wydawał się być taki podekscytowany tym, że mnie spotkał,  a to już następny dzień nastał,  a on nadal nie dzwoni... - tłumaczyłam szybko, znów wprawiając przyjaciółkę w rozbawienie. - Bardzo śmieszne... - powiedziałam po chwili, patrząc na nią karcącym wzrokiem.
- Nawet nie wiesz jak! - odpowiedziała,  kolejny raz zanosząc się śmiechem. Niewzruszona usiadłam na kanapie, wbijając wzrok w małe urządzenie. Gapiłam się na nie przez chwilę, ale ono nie wydawało z siebie żadnego dzwieku. Smutno popatrzyłam na siedząca na stołku w kuchni Blacky, po czym głośno wypuściłam powietrze z ust i tym razem pusto wlepiłam wzrok w sufit.
- Hej ej ej! Amy, nie martw się! - zaczęła mnie pocieszać, w końcu zauważając, że to dla mnie ważne. - Na pewno zadzwoni, może po prostu nie ma teraz czasu. Pomyśl tylko, jest teraz gwiazdą. Ale jednak cię rozpoznał i jak sama mówiłaś, był podekscytowany tym spotkaniem. Wszystko się ułoży, a on w końcu zadzwoni. 
- Bee, dobrze, że tu jesteś. - odpowiedziałam po przeanalizowaniu jej słów. 
- Tak wiem, jestem najlepsza. A teraz podnoś tyłek z kanapy i idź się ogarnij, bo wygladasz jak zombie. - odpowiedziała, patrząc na mnie. I chyba miała rację - godzina 16, a ja siedzę na kanapie w piżamie składającej się z majtek i za dużej koszulki, wczorajszym makijażu i ogromnej szopie na głowie. 
- Tak, masz rację. Znowu.. Ale najlepsza nie jesteś. Najlepszy to jest tort bezowy mojej ciotki Danki. - rozmarzyłam się o najpyszniejszej rzeczy jaką w życiu jadłam, aż dostałam poduszką w głowę. 
- Spadaj do łazienki, i to już! - wydarła się przyjaciółka, celując we mnie następną poduszką. Szybko czmychnęłam do łazienki, po drodze zabierając ciuchy z pokoju. Wyszło na to, że zabrałam czarne rurki, niebieską koszulkę i jasno-jeansową kurteczkę. Nałożyłam delikatny makijaż, a włosy tylko przeczesałam. Same ułożyły się w delikatne falki. Za to je uwielbiam! Zaczęłam wciskać się w spodnie, ale usłyszałam dzwonek mojego telefonu. Wyleciałam z łazienki jak poparzona, mało się przy tym nie zabijając. Rzuciłam się na stolik i chwyciłam komórkę. Blacky znów zaczęła się śmiać, ale uciszyłam ją krótkim "zamknij się!" i wreszcie odebrałam. 
***
- No i co tam? - zapytała Bee, kiedy się rozłączyłam.
- A spoko. A tam? - zaczęłam się z nią droczyć.
- Gadaj co mówił Niall, bo ci odstrzelę łeb! - mówiła głosem 'złego policjanta' celując we mnie bananem.
- Dobra już! - podniosłam ręce w geście obronnym. - Zaprosił mnie do nich! - krzyknęłam ucieszona i zaczęłyśmy tańczyć taniec szczęścia. 
- Ale kiedy? - zapytała Blacky kiedy się uspokoiłyśmy.
- Dzisiaj gdzieś tak na wpół do szóstej. 
- No to ruszaj się mała, bo już 17 za chwilę! - uświadomiła mi przyjaciółka. Dopiero sobie przypomniałam, że zdążyłam tylko połowicznie naciągnąć na siebie spodnie. Pobiegłam do łazienki, gdzie dokończyłam się ubierać. 
- Ej, to ja już muszę lecieć! - krzyknęłam, chwytając kurtkę i rzucając się na podłogę w celu ubrania butów. 
- No pewnie, leć! - odkrzyknęła do mnie Bee i pomachała na pożegnanie. Wybiegłam na ulicę i złapałam akurat nadjeżdżającą taksówkę.

***
I tak oto mamy drugi rozdział. Komentujcie!

Prologue.

2. december 2011, London, Great Britain
Amy
 Po odstaniu kilku godzin w wielkiej kolejce, wreszcie dotarłam do stolika, przy którym siedziało 5 chłopaków. One Direction. Właśnie mieli mi podpisać ich najnowszą płytę "Up All Night". Pierwszy był Niall. Serce mocniej mi zabiło. Może mnie pozna? Chociaż z drugiej strony, minęło tyle czasu...
- Dla? - zapytał. 
- Dla Amy. - po tych słowach spojrzał się na mnie tymi boskimi, niebieskimi oczami. Przez tyle lat zupełnie się nie zmieniły. Wciąż widać w nich ten sam blask.
- Amy? - zapytał, jakby dla potwierdzenia.
- Amy. - odpowiedziałam, potwierdzając. Kilka sekund później już mnie ściskał. 
- O mój Boże, tyle czasu się nie widzieliśmy! - wykrzyknął mi do ucha, dalej trzymając w ramionach, a do tego kołysając się w prawo i lewo.
- Tak tak, ale Niall, puść bo mnie udusisz! - zaczęłam się wyrywać, by odetchnąć. Ludzie patrzyli się na nas dziwnie, zarówno fanki, jak i pozostali chłopcy.  
- Nawet nie wiesz jak się cieszę, że mnie pamiętasz! - powiedziałam szczęśliwa.
- Jak mógłbym nie pamiętać najlepszej przyjaciółki, jaką w życiu miałem? Musimy koniecznie się spotkać!
- No pewnie!
- Niall, nie mam pojęcia o co chodzi, ale musimy się trochę spieszyć, zobacz ile dziewczyn jeszcze czeka.- szepnął do niego, siedzący obok Harry.
- A tak, racja.. To Amy, jakbyś mogła gdzieś tu, nie wiem, poczekać czy coś... - mówił irlandczyk, ale znów przerwał mu Hazza.
- Po prostu daj jej swój numer i podpisz wreszcie tą płytę... - powiedział, przewracając oczami. 
- No w sumie tak.. - odpowiedział blondyn, zapisując na kartce numer swojego telefonu i podpisując płytę. Dał mi małą karteczkę, na której zapisałam swój numer telefonu. Swoje autografy zostawili na niej jeszcze pozostali członkowie 1D i odeszłam od stołu. Idąc w stronę wyjścia obróciłam się, spoglądając na Nialla, który pokazał gest, że to on zadzwoni. Przytaknęłam i się uśmiechnęłam, obracając się po raz kolejny i wychodząc z budynku. Może na zewnątrz nie było tego tak widać, ale w środku cieszyłam się jak szalona. Pamiętał, on mnie pamiętał! 
****
No i jest prolog ;) Krótki, bo krótki, ale jest. Zapraszam do komentowania!

niedziela, 8 grudnia 2013

Beginning.

Hejka!
Ten blog został założony całkowicie spontanicznie, przez dwie przyjaciółki.
Opiszemy tu historię o One Direction i kilku innych osobach.
Enjoy! Amy&Martha