niedziela, 16 lutego 2014

5◇Problem.

4 grudnia 2011
Amy
- Bee, wiem, że to tak głupio z mojej strony, że przerywam ci rozmowę, ale chyba musimy się już zbierać. - powiedziałam do przyjaciółki, gadającej (jak przez cały czas) z Harry'm. 
- Nie no co wy, już idziecie? - zasmucił się jeszcze chwilę temu roześmiany Louis.
- Lou, jest 23, jutro idziemy do pracy i do tego wszystkiego jestem padnięta, bo całą noc nie spałam. Więc tak, idziemy.
- Ja całą noc spałam, mogę zostać. - powiedziała Blacky, za co skarciłam ją wzrokiem.
- Ha ha ha. Bardzo śmieszne. A teraz ruszaj tyłek zanim się zdenerwuję. Wiem, że tego byś nie chciała. 
- No dobra no... - powiedziała, po pokręceniu oczami, głośnym westchnięciu i zabijającym spojrzeniu, które jakoś jednak przeżyłam.
- To was odwiozę! - zaproponował Louis. 
- Nie no, przecież na pewno masz coś do roboty... - zaczęłam odmawiać.
- A czy wyglądam jakbym miał coś do roboty? - odpowiedział robiąc zabawną minę. Cały Tommo.
- To ja też się przejadę. - powiedział Harry, a ja się na niego dziwnie spojrzałam. He he he, coś iskrzy.. - No wiesz, na wypadek jakby Niall, Zayn i Louis zapomnieli gdzie mieszkacie, a wy byście potrzebowały pomocy, ale nie mogły podać adresu, bo wyładowałyby się wam telefony, a w całym mieście nie byłoby prądu, więc nie mogłybyście podładować. 
- Brałeś coś? - zapytałam śmiejąc się z jego odpowiedzi. - Starczyło powiedzieć, że ci się na przykład nudzi i też nie masz nic do roboty.. - odpowiedziałam. Jak byłam u nich sama, to nie wymyślał żadnych dziwnych odpowiedzi, ani niczego w tym stylu, co znaczy tylko jedno. Podoba mu się Blacky. Jestem pewna. A no i on podoba się jej, więc tylko czekam, kiedy będą razem. Może wtedy mi nie będzie wreszcie pierdzielić o tym jaka jest samotna.. Ja też nikogo nie mam i co, jakoś daję radę.. A z resztą, nieważne.
- To jedziemy? - zapytała Bee, wyrywając mnie z zamyslenia. Wow, coś często ktoś mnie wyrywa z zamyslenia. Może za dużo myślę? 
- Tak jedziemy. To pa chłopaki, do..
- Jutra. - dokończył za mnie Niall.
- Do zobaczenia. - poprawiłam. Nie wiem co przyniesie jutro, ale chętnie bym się z nimi zobaczyła. W sumie, to mogłabym się z nimi widzieć ciągle, uwielbiam być z nimi, nawet jeśli byśmy siedzieli w ciszy. Po prostu.. To coś takiego magicznego, nie wiem jak to opisać. Motylki w brzuchu? Tyle tylko, że nie jestem zakochana, po prostu szczęśliwa!
- Idziesz? - zapytała Bee, mijając mnie koło drzwi. Znowu to zamyslenie..
- Tak tak, tylko.. No zaraz przyjdę. - powiedziałam. Pomyślałam, że "do zobaczenia" to nie jest dobre pożegnanie. Przytulas - to jest dobre pożegnanie! - To pa! - krzyknęłam, rozkladając ramiona. Pierwszy przytulił mnie Liam, który akurat stał obok. Później Niall. A później przyszła kolej na Zayna, który był trochę zakłopotany, bo nie wiedział, czy mamy przybić żółwika, czy jak. Ale go przytuliłam, każdemu się należy!
Jeszcze raz powiedziałam "do zobaczenia" i dołączyłam do reszty czekającej już w aucie. Wsiadłam do przodu, koło Louisa, żeby nasza przyszła para mogła mieć trochę 'prywatności' (o ile to możliwe w samochodzie.. No mniejsza o to). Jechaliśmy w ciszy kilkanaście minut, aż w końcu ktoś ją przerwał.
- Ej dziewczyny, tak właściwie to gdzie wy pracujecie? - zapytał Tommo.
- W sklepie muzycznym. Dokładniej w Nook Music Store.
- Aha. - odpowiedział Louis, spoglądając w lusterko. Też w nie spojrzałam, żeby zobaczyć co tam u Bee i Harry'ego. Pochłonięci rozmową nawet nie zauważyli, że już dojechaliśmy. Szepnęłam do Lou, że "wyczuwam związek", na co tylko się zaśmiał i zatrąbił. 
- No dzieciaki, jesteśmy na miejscu! - powiedział donośnie. 
- Ou.. No to, pa! - powiedziała Bee do Hazzy i się przytulili. Słodki widok. W sumie to ja się z każdym przytulam, ale oni to słodki widok. Serio. Zastanawiam się, czy coś jest ze mna nie tak? Z samotności i nudy shipuję przyjaciółkę z dzisiaj poznany chłopakiem.. Tak w zasadzie, to poznała go w zeszłym roku, ale dzisiaj pierwszy raz osobiście.. W każdym razie chodzi mi o to, że jakoś wyczuwam, że się sobie wzajemnie podobają, więc no.. No, mam nadzieje, że niedlugo będą razem i wszystko się fajnie ułoży. Dobra, znów za duzo myślę. Wrr, Amy, skończ mysleć! 
- Pa Louis. - powiedziałam do chłopaka i oczywiście przytuliłam go na pożeganie. - Cześć Harry! - krzyknęłam i pomachałam do siedzącego w samochodzie chłopaka. Odmachał mi robiąc głupkowatą minę i w końcu pomaszerowałyśmy do mieszkania. 
- Wow, szybko minął mi ten dzień. Pójdziemy do nich jutro po pracy? - powiedziała/zapytała Blacky, ściągając kurtkę. 
- Ej, to a pewno twoja kurtka? - zapytałam przyjaciółkę.
- Tak to na pew.. Oops, chyba przez przypadek wzięłam kurtkę Liama.. - odpowiedziała robiąc dziwną minę. No po prostu damskie wcielenie Hazzy!
- Dobra, trudno, jutro się im odda.
- Czyli ich odwiedzimy? - zapytała szczerząc się jak głupi do sera.
- No oczywiście że tak! Co ty myślałaś? Że nie odwiedzę najpopularniejszego boysbandu na świecie, chociaż mam taką możliwość?
- Dobra dobra, nie bądź taka do przodu, bo ci tyłu zabraknie!
- A ty nie kradnij tekstów mojego brata.. - zaśmiałam się, myśląc o Jai'u. Strasznie dawno się z nim nie widziałam..
- Ehh, idę wziąć prysznic. - powiedziała po ściągnięciu butów i przeciągnięciu się.
- Chwila, czekaj! - zatrzymałam ją. - Powiedz mi, co właściwie jest między tobą a Harry'm? - zapytałam ją.
- No, co jest? Nic nie jest. Znaczy nic poważniejszego. Chyba się zaprzyjaźniliśmy i tyle. - odpowiedziała.
- O proszę cię. Przecież widzę jak na niego patrzysz. I jak on patrzy na ciebie.. - na te słowa się zarumieniła i delikatnie uśmiechnęła.
- No to, to.. No nie wiem co mam powiedzieć. Wiesz przecież, że mi się podoba. Nie wiem czy ja mu się podobam, ale może to się kiedyś wyjaśni. A teraz lecę pod prysznic i spać, dobranoc! - odpowiedziała i uciekła do łazienki. 
- Dobra no, nie będę więcej pytać.. - krzyknęłam do niej. Zajęła mi łazienkę, więc mam jakieś 40 minut czekania.. Z nudów postanowiłam wybrać sobie ciuchy na jutro.

Zajęło to jakieś 10 minut maksymalnie, więc postanowiłam pooglądać telewizję. Nie leciało nic ciekawego, więc 'skakałam' po programach, aż w końcu wyłączyłam telewizor, bo wkurzyło mnie, że nie ma nic fajnego. 
- Blacky, wyłaź! - krzyknęłam, pukając do drzwi łazienki. 
- No nie drzyj się, już wychodzę tylko się ubiorę! - odkrzyknęła mi i jakąś minutę później wyszła.
- Nareszcie.. - skomentowałam i zamknęłam się w łazience. Wzięłam szybki prysznic i wskoczyłam do ciepłego łóżka. Szybko zasnęłam.
***
- Amy wstawaj bo się spóźnimy! - obudził mnie głos mojej przyjaciółki, która wykrzyczała mi te słowa wprost do ucha.
- Ja tak tak. Jeszcze tylko chwilka.. - odpowiedziałam zaspana i schowałam głowę pod poduszkę.
- Nie chwilka, bo mamy jakieś 20 minut do wyjścia! - znowu wykrzyczała, potrząsając moją ręką.
- Co?! 20 minut?! Dlaczego mnie wcześniej nie obudziłaś?! - krzyknęłam zdenerwowana i poleciałam do łazienki. Szybko wciągnęłam na siebie wczoraj wybrany zestaw, umalowałam się w pośpiechu i poleciałam do kuchni. 
- Musimy wychodzić! - pospieszyła mnie Bee. 
- Już? Ty wiesz, że bez kawy jestem martwa.. - odpowiedziałam jej.
- Tak tak, i nie zdążysz zjeść śniadania. Przykro mi. Weź banana i zjesz go po drodze, i dalej, wychodzimy! - ja z nią kiedyś oszaleję. Nie łaska było mnie obudzić 10 minut wcześniej? 
- Dobra, tylko nie krzycz więcej... - odpowiedziałam, gestykulując rękami coś w stylu "calm down babe!" - A zamówiłaś taksówkę? 
- Tak! Ja w przeciwieństwie do kogoś tutaj myślę.. - łohoho, ktoś tu wstał lewą nogą.
- Okej okej. Jestem debilką bez mózgu. Masz rację! Przepraszam, że żyję. - odpowiedziałam jej smutno i wciągnęłam buty na nogi. 
- Ej no nie, Amy, nie obrażaj się, przepraszam. Po prostu no.. Yyh.. Mam, no wiesz, zły dzień..
- Dobrze, ja się nie obrażam przecież. Ale następnym razem zanim się odezwiesz to pomyśl, bo czasem słowa ranią. Szczególnie te nieprzemyślane. - odpowiedziałam i zakluczyłam mieszkanie. Zeszłyśmy przed kamienicę, gdzie czekała już taksówka. Jak widać dziś towarzyszyło nam zajebiste 'szczęście' i po drodze spowolniły nas gigantyczne korki. 
- Ile się należy? - zapytała Bee taksówkarza.
- 10 funtów, ale jeszcze nie jesteśmy na miejscu.. - odpowiedział.
- Proszę bardzo. Do widzenia! - powiedziała i za rękę wyciągnęła mnie z pojazdu. Zrobiłam pytającą minę.
- Szybko, bo się spóźnimy! - wyjaśniła tylko i zaczęła biec. Oczywiście zrobiłam to samo. Do sklepu wbiegłyśmy zdyszane, gdzie 'miło' powitała nas nasza szefowa.
- Czemu się spóźniłyście?! - krzyknęła, aż się wzdrygnęłam. Nigdy nie lubiłam tej baby..
- Przepraszamy, to się więcej nie powtórzy. Były gigantyczne korki w mieście.. - zaczęła tłumaczyć Bee, ale wredny babsztyl jej przerwał.
- Ja mieszkam w tym samym mieście i jakoś się nie spóźniłam! - warknęła. 
- No tak, ale.. - zaczęłam coś mówić, ale znów przerwała.
- Żadnych ale! Jeśli jeszcze raz się to zdarzy to możecie się rozglądać za nową posadą! - odpowiedziała wrednie i poszła do swojego biura na zapleczu. 
- Gdybym tylko mogła to bym jej tę twarz... - zaczęłam się wkurzać i gestykulować rękami, ale przerwała mi bardziej opanowana przyjaciółka.
- Dobra, cicho, co jeszcze tu przyjdzie i już dzisiaj wylecimy. Znajdziemy coś lepszego, ale teraz bierz się do roboty. Mamy 3 kartony płyt do rozpakowania... - odpowiedziała, uspokajając mnie. Dzień mijał wolno i nudno, aż do pewnego momentu. 
- Louis? - zdziwiłam się na widok przyjaciela. 
- No hej! - odpowiedział i mnie przytulił. 
- Co ty tu robisz? - zapytałam.
- Święta się zbliżają i wpadłem na pomysł, żeby coś pokupować chłopakom. No i oto jestem, z zamiarem kupienia gitary Niallowi.
- No tak, świetny pomysł. Tylko jak ją później przemycisz do domu, żeby nikt nie zobaczył? - zapytałam.
- Coś się wymyśli, najwyżej wy mi w tym pomożecie. - tu puścił oczko, na co się zaśmiałyśmy.
- A to co ma być?! Przyjaciół sobie sprowadzacie na pogaduchy? Tu się pracuje! - ryknęła nasza 'kochana' szefowa. 
- Nie nie, to jest klient... - zaczęłam mówić, ale mi przerwała. Czy ona zawsze musi to robić?!
- Ciekawe, z każdym klientem się mizdrzycie? - powiedziała tym swoim głupim głosem, chyba mając na myśli to, że się przytuliliśmy na powitanie.
- Ej no co to ma być? Trochę szacunku by im pani okazała! - zaczął się kłócić Louis.
- Lou, nie nie, prosze, nie.. - szepnęłam w jego stronę, a Bee kiwała głową i gestykulowała, na znak, żeby przestał. 
- Oo, ktoś tu waleczny jest. To teraz będziecie musiały sobie wywalczyć nową posadę, bo jesteście zwolnione! - krzyknęła, przez co zalały mnie różne emocje. Niby smutek, bo właśnie straciłyśmy źródło dochodów, ale z drugiej strony to mi ulżyło, bo więcej nie musimy się z nią użerać. Tylko co my teraz zrobimy? Louis spojrzał się na nas wzrokiem "przepraszam, spaprałem to". Wzięłyśmy swoje rzeczy i wyszliśmy przed sklep. 
- Dziewczyny, przepraszam! Ale ta praca nie była was warta, ta wasza szefowa traktowała was jak ścierwo, którym oczywiście nie jesteście! Zasługujecie na coś lepszego! - mówił Tommo.
- Dobra Lou, nie ma o czym mówić. Tylko nie wiem jak sobie teraz poradzimy.. Dobra, coś się wymyśli. Tylko się nie martw, ani nie obwiniaj. - powiedziałam mu jakimś totalnie spokojnym głosem. - Mógłbyś nas odwieźć do mieszkania? - zapytałam.
- Jasne. A nie wpadniecie do nas?
- Wpadniemy, ale później.. - odpowiedziała Bee.
- Dobra. - odpowiedział. Cała droga minęła w ciszy. 
- To ja tu mogę poczekać i później pojedziemy do nas, co? - zapytał Louis, kiedy weszliśmy już do mieszkania. 
- Okej, to my się tylko przebierzemy i możemy jechać. - odpowiedziałam i się uśmiechnęłam.
Popędziłyśmy do pokoi i wybrałyśmy zestawy: 
AMY:

BLACKY:

- Dobra, możemy iść, - powiedziała Blacky do czekającego na nas Louisa.
- Bee, weź pocztę, bo już chyba z tydzień nie sprawdzałyśmy. - powiedziałam, kiedy mijaliśmy skrzynki na klatce schodowej.
- Yhym. - odpowiedziała przyjaciółka i wpakowała listy do torebki. U chłopaków byłyśmy jakieś 20 minut później...

***********************************************
I mamy 5 rozdział. Co sądzicie? Trochę nudny, ale po prostu musiałam go napisać, dla dalszego potoku spraw ;) 
KOMENTUJCIE! 

1 komentarz: